niedziela, 20 grudnia 2020

Jak poszerzyć spódnicę? Drobne przeróbki.Sukienki.

 Kochane moje czytelniczki witam Was po tak długiej przerwie.

Jeśli przeczytacie mój post do końca,zrozumiecie moją długą nieobecność.
Jak to w życiu bywa nie zawsze jest tak jak byśmy pragnęli.W sercu w jeden dzień
radość na drugi dzień smutek i żal.Bo jak pogodzić ze sobą wieści dobre i złe.
Ironia losu.

Ostatnio bardzo dużo wydarzyło się w naszej rodzinie.Były chwile szczęśliwe,t.j.
wiadomość o ciąży najmłodszej córki,i postanowienie o ślubie.Wiadomość ta bardzo 
nas ucieszyła ale i zaskoczyła pozytywnie.Młodzi postanowili pobrać się we wrześniu.
Przyjęcie weselne zaplanowaliśmy zrobić skromne,najbliższa rodzina i jako świadkowie koleżanka córki wraz z mężem.
Projektowałam dla siebie sukienkę,byłam bardzo szczęśliwa że doczekałam takiego 
wydarzenia,no bo to najmłodsza córka będzie mamą i mężatką.
Sukienki nie skończyłam,kupiłam gotową tydzień przed ślubem.Zapytacie dla czego?  Ponieważ zadzwoniła córka z Włoch i poinformowała nas że zięć jest bardzo chory,rak płuc z przerzutami na inne organy.
Ślub odbył się 02 października.


Nie mam zdjęcia mojej sukienki,bo nie ja byłam najważniejsza w tym dniu.
Część pierwsza przyjęcia odbyła się w Bałtowskim Zapiecku,t.z obiad,to była niespodzianka dla młodych,tak postanowiliśmy z mężem że obiad musi być 
wystawny i smaczny no i ja nie musiałam stać przy kuchni.Natomiast tort i ogólne przyjęcie w domu.
Było bardzo miło i wesoło,goście najedzeni i zadowoleni.Przyjęcie zakończyło się
późno w nocy.To co ja przygotowałam zostało prawie wszystko,więc na drugi dzień zrobiliśmy poprawiny w tym samym gronie.
A w środę miałam zamówione bilety samolotowe do najstarszej córki do Włoch,
chciałam jej pomóc przy chorym mężu.Tak się nie stało,ponieważ w niedzielę dostaliśmy złą wiadomość serce zięcia nie wytrzymało bólu,dostał zawału lekarze nie dali rady go uratować,zmarł w klinice w Neapolu mając 53 lata.
Syn pomógł mi natychmiast wykupić nowy bilet na poniedziałek,u córki byłam wieczorem,zaczekali na mnie z pogrzebem który się odbył we wtorek.
Do tej pory nie możemy pogodzić się z jego śmiercią.Jak by tego wszystkiego było mało to na poczcie mejlowej dostałam wiadomość że mój lot powrotny został odwołany z powodu wirusa.Zmuszona byłam czekać aż ponowią loty do Polski.
Przyznam się Wam że ta wiadomość bardzo mnie nie zasmuciła,mogłam zostać dłużej u córki i wspierać ją w tych trudnych chwilach.Rozmowy ze mną bardzo jej 
pomagały.Jeździłam z nią wszędzie,pomagałam w domu no i te Polskie obiady
wnuczka była szczęśliwa że mogę być przy nich dłużej.
Pewnego dnia aby trochę od sapnąć pojechałyśmy nad morze.Spacerowałyśmy 
ponad trzy godziny.Tylko ja i córka,razem taka odskocznia od smutku i żalu.
26 października zostały wznowione loty.
Przyleciałam do Polski bardzo w złym stanie,ciągle myślałam o córce,jak ona sobie poradzi,jakie będzie jej dalsze życie.Bardzo często dzwonimy do siebie na messengerze.
Niespodzianki życiowe nas nie omijają.
Korona wirus nie ominął naszej rodziny.Córka mieszkająca obok nas nie daleko
mama Kuby i Martynki zachorowała,pracuje w szpitalu na kardiologi w administracji,prawdopodobnie zaraziła się od przyjętego pacjenta,trzy tygodnie 
leczenia w domu i skończyło się dobrze.Ale to co ja ze zmartwienia przeżyłam to tylko sam Pan Bóg wie.Gdy straciła smak i węch nie spałam całą noc.
Pomagaliśmy jej z zakupami,wnuki także były na kwarantannie,zięć spał u nas bo 
musiał pracować.Jak by tego było mało mój mąż po paru dniach także zachorował
mówię Wam katastrofa,katastrofa życiowa.Z apteki wykupiłam co tylko się dało,
kilka leków poleciła nam doktorka córki,ale bez antybiotyku się nie obyło,byłam z tym wszystkim sama.Mąż także stracił smak i węch.Gorączkował 5-ęć dni.
Wszystko skończyło się dobrze,córka nie ma żadnych powikłań,robiła prześwietlenie,natomiast mąż nadal jest słaby ale się nie daje,jeździ rowerem do lasu,i powoli dochodzi do siebie.
Strach ciągle narasta,życie nasze przewrócone do góry nogami.Ciągle słyszę że niezależnie od sytuacji kobieta musi być silna,oczywiście ale jak długo?
Nie chcę zarażać złymi emocjami,staram się nie załamywać rąk,wiem że raz świeci słońce,a raz pada deszcz.Mam nadzieję że smutek sam odejdzie.
Brak mi rozmów z przyjaciółką ,spotkań z siostrą a także dawnej codzienności.
Obiecałam sobie,jak to wszystko wróci do normy,zajmę się sobą,nadrobię ten czas stracony na złe myśli.Obowiązkowo bo mam jeszcze dużo do zrobienia a najważniejsze to pomóc najmłodszej córce,w styczniu ma termin porodu,bardzo liczy na moją pomoc.
I znowu wirus popsuł moje plany Niemcy zamknęły granice,u nas także nie wesoło,no i wszystkie plany "biją w łeb".
Wiem że to blog o szyciu a nie pamiętnik ale chciałam Wam się wyżalić i usprawiedliwić z mojej nieobecności.Postanowiłam jednak napisać Wam coś z mojego życia wiem że zrozumiecie ,przecież znamy się już tak długo choć wirtualnie ale jakże bliscy memu sercu.
W lipcu i w sierpniu dużo szyłam sukienek letnich i przerabiałam bluzki i spódnice.
Prułam bluzki i spódnice aby im dać nowe życie,szkoda mi było patrząc na nie wiszące w szafie.Z tkanin z której były uszyte były bardzo dobrego gatunku.
Poszerzyłam tunikę wstawiając kontrastowe cięcia
Do spódnicy wstawiłam czarny klin,także na dole.Na klinie przyszyłam guziki
Ta bluzka pod szyją miała kołnierz i była bardzo długa,z długości którą obcięłam
uszyłam wiązanie do podkroju szyi,kołnierz wyprułam.
Tę spódnicę także poszerzyłam,ale inaczej.Z przodu wstawiłam klin na który naszyłam na dole dwie plisowane falbanki,a aby tył był także inny rozporek odszyłam skośnie a na podszewce naszyłam jedną plisowaną falbankę,widać ją z pod pęknięcia.
 
Tak wygląda z przodu,kolor tkaniny zmienił się pod
wpływem światła.Jest granatowa.Dobrze jest zachować kawałki tkanin z których szyjemy dany model,ja zachowałam i znalazłam,tym sposobem mogłam poszerzyć moją ulubioną spódnicę.Poniżej zdjęcie tyłu spódnicy.

Tył przerobione bluzki.Po lewej spódnica plisowana ,miałam mały kawałek plisowanej tkaniny,więc na linii pasa wszyłam zamiast paska dłuższy karczek.
 
Wszystko mi nie wychodzi tak jak bym chciała,mam na myśli pisanie posta i wstawianie zdjęć.Blogger ma inną szatę,pozmieniane wszystko inaczej,trudno mi się połapać i zrozumieć.Ta stara wersja  była łatwiejsza,więc wybaczcie ten hałos
na dzisiejszym moim wpisie.
W burdzie z pażdziernika spodobał mi się model sukienki 107,z koronki.
Miałam w szafie dość spory kawałek koronki ale o wąskiej szerokości.Musiałam zmienić trochę formę.
W burdzie dół sukienki jest z całości przód i tył,moja jest dołem z sześciu klinów.
Rękawy główkę wymodelowałam inną,marszczoną.
Od łokcia rękaw jest wąski.Sukienka cała jest na podszewce,która jest doszyta do każdego elementu sukienki.








A na dole mój fotograf,wnuczka Martynka.
Teraz gdy już córka najmłodsza z nami nie meszka w robieniu zdjęć pomaga mi
właśnie ona.








Rok temu poprułam kożuch teraz uszyłam z niego futerko ale to już opiszę Wam 
w następnym poście.



Dziś pozdrawiam Was bardzo serdecznie.
Proszę wybaczcie za niezbyt dobrą jakość posta ale jeszcze muszę co nieco pojąć
aby było lepiej.
Czekam na Wasze komentarze,na Wasze sugestie i pytania.















 
 
 


 

 





 
 

 


Moja lista blogów

Ciekawe artykuły

Szukaj na tym blogu

szycie od A do Z

Powered By Blogger